Bez poezji ani rusz cd.

Moje kolejne  perły 
chwytane tu i tam 

 

 

 Wisława Szymborska

Spadające z nieba 


Prze­mi­ja ma­gia, cho­ciaż wiel­kie moce
jak były, są. W sierp­nio­we noce
nie wiesz, czy gwiaz­da spa­da, czy rzecz inna.
I nie wiesz, czy to wła­śnie rzecz, co spaść po­win­na.
I nie wiesz, czy przy­stoi ba­wić się w ży­cze­nia,
wró­żyć? Z gwiezd­ne­go nie­po­ro­zu­mie­nia?
Tak jak­by wciąż stu­le­cie było nie­dwu­dzie­ste?
Któ­ry błysk ci przy­się­gnie: iskra, iskra je­stem,
iskra na­praw­dę z ogo­na ko­me­ty,
nic tyl­ko iskra, co ła­god­nie zni­ka -
to nie ja spa­dam w ju­trzej­sze ga­ze­ty,
to tam­ta dru­ga, obok, ma de­fekt sil­ni­ka

 

Uśmiech jesieni 

Julian Tuwim


Spokój smutny, głęboki. Nic go nie zatrwoży.
Blade cienie szpitalne widzę dookoła…
Uśmiechają się cisi, uśmiechają chorzy
W niepamięci bolesnej łagodnego czoła.

Szepcą korne modlitwy… Słychać świergot ptaków
I oczom się rozjaśnia pogoda jesieni…
Liczą bicia zegara, tajemniczych znaków
Wyczekują w malignie chorzy rozmarzeni…

Tak dziwnie mi, tak dziwnie… Dzieciństwo wi*senne
Odsłania mi z uśmiechem przeszłość smutna, blada…
Dzień słoneczny jesienią… Marzenia półsenne…
…Przy pościeli chorego Smutny Chrystus siada.

Chrystus milczy, a chory za rękę Go chwyta
I snuje swe dziwaczne, chore opowieści…
Mistrz spogląda z dobrocią, z oczu troskę czyta…
…Za oknem liść jesienny o asfalt szeleści.

Choremu błyszczą oczy z twarzy wychudniętej,
Spowiedź z Życia Boleści czyni się najczystsza,
I nieziemskiej pogody spokój tkliwy, święty
Ogarnia litościwe, smutne serce Mistrza.

Chory bredzi w gorączce, szepce, opowiada
Tęsknoty dni minionych… Rozpacza, zawodzi…
A Chrystus mu na czole pocałunek składa,
Roni łzę… i ociera… i później odchodzi…

Tak mi dziwnie, tak dziwnie… Jesień się uśmiecha,
Za oknem liść zwiędnięty o asfalt szeleści…
Nawiedza mnie łagodna, bolesna pociecha
I szepce mi swe dziwne, długie opowieści.




 Dotyk 
 Spencer  Michael Free 
/ wiersz znaleziony w książce S.Kinga "Biblioteczny policjant"/

To ludzki dotyk jest najważniejszy
w świecie ciągłych zmian.
Lepiej pokrzepi słabe serca
niż chleb czy wina dzban,
bo chleb po jednym dniu sczerstwieje
i wino straci smak wspaniały,
lecz dotyk ręki i dźwięk głosu
na zawsze w duszy będą trwały
 


 MATKA BOSKA GROMNICZNA      

/ napisała Kazimiera Iłłakowiczówna/

Szła nocą od wywodu
— słyszy... skomlenie wilcze
Noc ciemna choć oko wykol
— zapaliła gromnicę.

Nim doszła uroczyska
po śnieżnych zaspach
— Dopadła ją po drodze
głodnych wilków wataha.

Faryzejskie oczy
zdradliwie błyszczą nocą
Mówiła im po imieniu
— odpędzała gromnicą.

Najedli się tego ognia,
nasycili — na wieczność!
Boją się go do dzisiaj
i ratują ucieczką.

Matko Boska Gromniczna
- nad przeręblą stojąca
Każ bać się tego ognia
Tym, którzy mają wilcze serca.


Smutki

 
Joanna Kulmowa


Gdy dzień staje się już ciemny
króciutki
przychodzą do mnie smutki.
Mają wielkie wielkie oczy
pełne łez
i sierść miękką
jak puszysty szary pies.
Lubią żeby gładzić je pomalutku.
Szeptać:
,,Smutku
dobry mój smutku!"
Czasem trzeba je wziąć na ręce
nie bronić się przed nimi nie złościć.
Wtedy już się nie smucą więcej.
Układają się przy mnie do snu.
A nazajutrz
potulnie
rozpływają się w dniu
pełnym radości.





 Łabędzica

Kazimiera Iłłakowiczówna 

 Łabędzica kołysała pisklę,
łabędziątko,
popychała je po wodzie śliskiej
na początku.
Uczyła je poznawać wodę do dna
na ostatku:
to chwaliła synka, to go biła -jak to matka

/Ten wiersz jest mi bardzo bliski,bo to kwintesencja matczynego wychowywania,
intuicyjnego.To bicie jest upominaniem,poszturchiwaniem, a czasem może klapsem o sile łabędziego skrzydła.
  elizka seniorka/
















Pantofelek




Bursa Andrzej

Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek

no to co

milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.




Czym jesteś

Maria Konopnicka

Lecieć bym chciała daleko... daleko...
Gdzie z brzóz płaczących srebrne rosy cieką,
Kędy szum lasów pierś przejmuje drżeniem...
- Czym jesteś, szczęście? - Wspomnieniem?

Lecieć bym chciała tam, gdzie olchy rosną,
Gdzie głogi dzikie zakwitają wiosną,
Gdzie się powoje, jak baśń dziwna, plotą...
- Czym jesteś, szczęście? - Tęsknotą?

Lecieć bym chciała - za jasnym gdzieś zdrojem
Myśl puścić wolno, jak wody bieżące...
I widzieć tylko łan zboża i słońce...
- Czym jesteś, szczęście? - Spokojem?

Lecieć bym chciała, lecz nie wiem, do czego
Wyciągnąć ręce i przywrzeć płomieniem...
Idę - a za mną cień smutku dawnego...
Czym jesteś, szczęście? - Złudzeniem?

Lecieć bym chciała do chwilek tych jasnych,
Gdy życie, pragnień nieświadome własnych,
Jest jako blaski, co na wschodzie dnieją...
- Czym jesteś, szczęście? - Nadzieją?

Lecieć bym chciała... sen cichy, sen złoty
Prześnić samotna i konać z tęsknoty.
I "kocham" mówić dalekim spojrzeniem...
- Czym jesteś, szczęście? - Pragnieniem?

Lecieć bym chciała i nie wrócić więcej...
Raz tylko serce uderza goręcej,
A potem cisza... wszystko się prześniło...
- Czym jesteś, szczęście? - Mogiłą?
__________________







Anna Zajączkowska

Zaduszki 

Jest miejsce, dokąd listy nie dochodzą,
Gdzie tylko myśli i modlitwy błądzą.
Tam idę, żeby w zadusznym skupieniu
Ulżyć modlitwą zmarłym w ich cierpieniu.
Tyle jest jeszcze pytań nie zadanych
I opowieści nie dopowiedzianych.
W zimnym kamieniu śpią snem nieprzespanym
I może tęsknią za słonecznym ranem?
Nie mogę odejść nie zamieniając słowa
W ciszy, o której mówią,że grobowa.
Nim wiatr ostatnie znicze pozagasza
Powiem dziękuję, proszę i przepraszam.
Jest miejsce dokąd listy nie dochodzą,


z bloga autorki  http://domnadstawem.blogspot.com/2010/11/zaduszki-jest-miejsce-dokad-listy-nie.html





Leopold Staff

Jesień

I

W dżdżu, w szczerym polu,
W jesiennym dreszczu,
Drzewko mrze z bólu...

O, zimny deszczu!

Wiatr drze mu liście
W strzępy najlichsze
I smaga w świście...

O, srogi wichrze!

Po niebie chmury
Skłębione pędzą
W grozie ponurej...

O, straszna nędzo!

II

Uwiędły liść,
Odlotny ptak,
Błękitny szron.

Gdzie spojrzeć, iść:
Zagłady znak,
Sen, głusza, zgon.

Mróz, siwy tkacz,
Błoń osnuł, gaj
W mgły, zwłoki tęcz.

O, wietrze, płacz!
O, duszo, łkaj!
O, serce, jęcz!







Bolesław Leśmian

Napój cienisty

Modlitwa

Za młodych lat szeptałem żarliwie i skrycie
Modlitwę o wydarzeń tragicznych przeżycie, —
O łzę, która się w oczach rosiście przechowa
Na pokarm dla mgieł nocnych i na treść — dla słowa.

I nastał dzień, co zgrozą poraził mi duszę, —
I musiałem go przeżyć… On wiedział, że muszę…
A już stało za drzwiami to Złe, co niweczy
Szumy mego ogrodu nad gęstwą wszechrzeczy.

Zasłuchany boleśnie w lada szmer na dworze, —
Nie wiem kto w drzwi zapuka? Kto jeszcze przyjść może?
I ze trwogą wspominam, sny tłumiąc bezsterne,
Nieoględnej modlitwy słowa łatwowierne. 
 
 
 Nie wychodź dziś z pokoju


Nie wychodź dziś z pokoju, nie popełniaj pomyłki.
I tak na co ci słońce, skoro palisz bez filtra?
Za drzwiami wszystko bez sensu, a zwłaszcza okrzyk szczęścia.
Tylko do ubikacji – i zaraz wróć koniecznie.

O, nie opuszczaj pokoju, nie wołaj taksówkarza,
dlatego że przestrzeń zrobiona jest z korytarza i kończy się licznikiem.
A jeśli nawet kochana
podejdzie na kolanach, wygoń bez rozbierania.
Nie wychodź dziś z pokoju. Rozgłoś, że cię zawiało.
Cóż ciekawszego na świecie oprócz stołu i ściany?
I po co wychodzić z miejsca, dokąd wrócisz wieczorem
taki sam jaki byłeś, tylko boleśnie trafiony?
Nie wychodź dziś z pokoju. Tańcz, ucz się bossa novy
w płaszczu na gołe ciało, w kapciach na bose nogi.
W sieni czuć smar na łyżwy i smażoną kapustę.
Tyle słów napisałeś. Następne będzie na próżno.
Nie wychodź dzisiaj z pokoju, niech on jeden się tylko
domyśli jak wyglądasz. I w ogóle incognito
ergo sum – jak formę skarciła substancja.
Nie wychodź dziś z pokoju. I tak na ulicy nie Francja.
Nie bądź głupi, bądź tym, kim jeszcze nie byli inni.
Tylko nie wychodź z pokoju. Zrób ustępstwo dla mebli,
daj twarzy zlać się z tapetą, zabarykaduj się, zasuń
szafą od kronosa, erosa, kosmosu, wirusa, rasy.

Josif Brodski


Brak komentarzy: